środa, 20 stycznia 2016

2 ~ Pytania i odpowiedzi

AKTUALIZACJA: 22.07.2017

    Spadałam w czarną, bezdenną otchłań. Pęd powietrza rozwiewał mi włosy i zatykał uszy. Czułam, jak zapadam się w materii i nie mogę nabrać powietrza. Dusiłam się. Przede mną zaczęły pojawiać się jakieś obrazy, które nie miały żadnego sensu. Widziałam swój upadek z konia oraz to, jak wspinam się na drzewo, siedzę na gałęzi, a ona nagle się łamie. Widziałam jak przekraczam rzekę i porywa mnie nurt. Zaraz potem jednak przyszły wspomnienia, które starałam się wymazać z pamięci. Leżałam na ziemi, a czarnoskóra kobieta podaje mi rękę, którą za chwilę ją straci. Świst bata, który opada na moje plecy. Oraz stado kruków wznoszących się w powietrze. I ten mój głuchy krzyk.
    Od dziesięciu lat próbowałam zapomnieć to, co wydarzyło się wtedy w Dolinie. Od tylu lat mam koszmary, z których budzę się zlana potem, z przerażeniem wymalowanym na twarzy, ale do niedawna miałam cały czas obok siebie mamę, która i może wiele przede mną ukrywała, lecz i tak... zawsze przy mnie była. 
     Budzę się zlana potem. Próbuję uspokoić przyspieszony oddech. Rozglądam się, spodziewając zobaczyć się drewniane ściany, stolik i mała szafę. Zamiast tego dane jest mi widzieć zimne, popękane skały. Gdzie ja jestem? Z przerażeniem próbuję dostrzec coś, cokolwiek znajomego w tym otoczeniu. Nic. Zero. Nagle świta mi jasna, niepokojąca myśl. Znowu tu jestem. Znowu jestem w tym miejscu, które tak uparcie chciałam zapomnieć. Przecież Davon nie żyje.
    Ale są też inni.  
    Pomacałam ręką koło pasa. Przełknęłam ślinę, zabrali moją jedyną broń. Próbuję wstać, ale muszę oprzeć się o ścianę. Kręci mi się w głowie i zbiera na mdłości. Czuję się strasznie, ale jakoś zdołałam ustać na nogach. Powoli ruszam krok za krokiem, wzdłuż ścian jaskini, na razie nie natrafiając na żadne przeszkody. Błądzę w ciemności niczym ślepiec. Mocniej oparłam się na lewej stopie i czuję przeszywający ból. Siłą woli powstrzymuję syknięcie i ruszam dalej. Po prawo widzę dogasający żar ogniska. A za nim cień sylwetki.
    Davon nie żyje. Davon nie żyje. Davon nie żyje. Uratowali nas, prawda? Czy może to był tylko sen? Ostatni promyczek nadziei człowieka gotowego nawet na śmierć? Marzenie skazańca? 
    Pocą mi się dłonie i ocieram je o pelerynę. Cały czas wpatruję się w człowieka za ogniskiem, spał. Robię kolejny krok w przód, chociaż nie mam pojęcia, gdzie chcę dojść. Nagle osuwam się minimalnie, ale to wystarczy, by kamienie narobiły strasznego rumoru. Ze strachem spojrzałam na ognisko. Nie było tam już żadnego ciała.
    Rozejrzałam się gorączkowo na wszystkie strony, wypatrując tego człowieka, ale otacza mnie ciemność. Przytłaczają mnie ściany tej jaskini, znowu się duszę, tak jak w moim śnie. Poczułam rękę na ramieniu, więc zareagowałam instynktownie - rzuciłam się do ucieczki. Natychmiast ból w mojej stopie nasila się do ogromnych rozmiarów, ale dalej biegnę. Byle dalej. Byle dalej. 
    Ktoś znowu łapie mnie za ramię, tym razem mocniej i odwraca twarzą do siebie. Kulę się, próbując wyślizgnąć się z tego uścisku, ale mężczyzna trzyma mocno. Zadrżałam. 
    - Aveline? Co się stało? - zapytał, dalej trzymając mnie mocno twarzą do siebie. Ten głos. Skądś go znałam.  Powracają wspomnienia poprzedniego dnia. Początek podróży i walka z tym mężczyzną. Wypuszczam powietrze, nawet nie wiedząc, że je wstrzymywałam. Przejaśnia się, zostało już mało czasu do świtu.  Wychwytuję wzrokiem rysy twarzy zwiadowcy. Nawet w półmroku jego niepokój jest wręcz namacalny, patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
    - To... tylko zły sen - mruknęłam. Dalej trzymał mnie za ramiona, ale już nie tak kurczowo. - Przepraszam, że cię obudziłam. 
    - Dlaczego uciekałaś? - dopytywał dalej. - Przestraszyłem cię? - dodał, z lekkim bólem w głosie. 
    Wyswobodziłam się, stając kilka kroków od niego.
    - Zły sen - powtórzyłam, bardziej dobitnie, a on westchnął. 
    Ból nogi dał po sobie znać, bo jęknęłam i lekko się zatoczyłam. Mężczyzna mruknął coś pod nosem, ale złapał mnie jedną rękę w talii, drugą za łokieć i poprowadził z powrotem w stronę obozowiska. 
    - Sama mogę chodzić! - krzyknęłam, wyrywając mu się, jedną ręką podpierając się o ścianę jaskini. Wymruczał coś w odpowiedzi, ale posłusznie mnie puścił, czekając aż usiądę przy wygasłym ognisku. 
    Przez chwilę mierzymy się wzrokiem, a ja mogę mu się dokładnie przyjrzeć. Był dość wysoki jak na zwiadowcę, ale szczupły. Troszkę przydługawe, brązowe włosy opadały mu na czoło i szyję. Zauważyłam, że gdy się uśmiech widoczna jest przerwa między dwom pierwszymi, górnymi zębami. Ogólnie można byłoby go uznać za całkiem przystojnego, jednak nie miał w sobie "tego czegoś". Był zaskakująco... zwyczajny. 
    - Aveline? - zapytał z lekkim uśmiechem, a ja silą woli próbowałam powstrzymać czerwień wypełzającą mi na policzki. - Pytałem, czy chcesz się czegoś napić? Kawy? 
    Skinęłam głową, odwracając wzrok. Świetnie, pewnie teraz pomyślał, że się na niego gapiłam cały czas. 
    - Miodu? 
    - Chętnie. - Stał tyłem, ale mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął. Podał mi parujący kubek, a ja ujęłam go w dłonie. Przyjemnie parzył mi skórę. Powoli upiłam jeden łyk. Na początku napój był gorzki, ale zaraz dało się wyczuć słodycz miodu. Spojrzałam na szatyna, on nie pił.
    - Nie pijesz kawy? - spytałam zdziwiona, słyszałam, że każdy zwiadowca ją lubi. Halt ją wręcz uwielbiał. Chyba też pił ją z miodem... 
    - Mam tylko jeden kubek. - Natychmiast poczułam wyrzuty sumienia, które zniknęły jak za dotknięciem różdżki czarownika. To przez niego tutaj siedzę, więc trudno, niech obejdzie się bez kawy. Powoli pokiwałam głową, pokazując mu, że przyjęłam to do wiadomości. W jego oczach dostrzegłam przelotny błysk, który znikł tak szybko, jak się pojawił. 
    - Chyba pora na wyjaśnienia. - Wzdrygnęłam się na słowa, które wypowiedział. Owszem on miał mi dużo wyjaśnić,  ja mu nic nie jestem winna. Cichutki głosik z tyłu głowy jednak nie dawał mi spokoju. Uratował ci życie, nie zostawił cię. Po tym jak sam prawie cię zabił.
    - Dlaczego mnie zaatakowałeś? 
    - Chyba już ci to wyjaśniłem... - powiedział z lekką irytacją. - Wydawało mi się, że jesteś jedną z Czerwonych Peleryn. 
    - Skąd wiesz, że nią nie jestem? - Starałam się brzmieć straszniej. - Mogłam zamordować cię we śnie. 
    - Owszem, liczyłem się też z taką możliwością - odpowiedział spokojnie. - Dlatego nie spałem całą noc, obserwując każdy twój ruch. Gdybyś była Czerwoną Peleryną od razu w nocy wzięłabyś swoją broń, zabiła mnie i uciekła. Ty, no cóż, tego nie zrobiłaś. Nad ranem, gdy myślałem, że próbowałaś uciec zdziwiłem się, ale nie zabrałaś broni. Jesteś za mało sprytna. 
    Dzięki, serio. Oczywiście, zwiadowca nie jest głupi. Sądziłam, że już wczoraj mi uwierzył, ale on obserwował mnie całą noc...
    - Opowiedz mi o tych Czerwonych Pelerynach - poprosiłam, siadając wygodniej. 
    - Ostatnio w całym królestwie zdarzają się napaści, kradzieże, a nawet zabójstwa. Bardzo liczne. Przestępcy pojawiają się  właśnie w czerwonej pelerynie z kapturem, na razie nie odkryliśmy żadnej tożsamości wśród nich. Są bardzo sprytni, zwiadowcy we wszystkich lennach ich szukają, ale z marnym skutkiem. Po prostu wziąłem cię za jednego z nich. Przepraszam, ale więcej nie mogę ci zdradzić. - Sięgnął do swoich juk p suchary, wyciągnął też dwa jabłka. Jedno podał mi, ale pokręciłam głową. - Dobrze walczył - rzucił jeszcze. - Nauczyłaś się tego w swojej wiosce? 
    - Brat mnie nauczył - powiedziałam, przełykając ślinę. - I przyjaciel. Niektórych rzeczy także dziewczyny, z którymi pracowałam w karczmie. 
    Pokiwał głową.
    - Twój styl jest właśnie typowy dla samoobrony. Brak finezji, chaotyczność ruchów. Przydatne w walce. W szczególności, że będziesz na pewno mniejsza od swoich przeciwników. Powinnaś jednak przestać wkładać w uderzenia tyle siły, bo i tak masz jej mało. Spróbuj zmylić przeciwnika swoją szybkością. Nadrabiaj brak wzrostu i masy zwinnością. 
    - Dziękuję za rady. Jeśli jeszcze jakiś zbuntowany zwiadowca mnie zaatakuje to będę pamiętać twoje słowa - powiedziałam z przekąsem. Kąciki jego ust delikatnie wygięły się ku górze. - Dlaczego nosisz też miecz? - zapytałam. - Wybacz, zżera mnie ciekawość. To nie jest chyba oręż którym walczycie normalnie? 
    - Nie. - Uśmiechnął się. - Z tego co mi wiadomo jestem jedyny w Korpusie z mieczem za pasem. Urodziłem się jako syn Mistrza Szkoły Rycerskiej i Sztuk Walki. Kiedy miałem jedenaście lat zacząłem się szkolić we władaniu mieczem, nie interesowałem się jednak karierą rycerza. Jak się pewnie domyślasz, bardziej ciekawili mnie zwiadowcy. Zostałem uczniem i opanowałem wszystkie sztuki tego rzemiosła, ale również dalej uczyłem się szermierki.
    - Kim był twój mentor? - Autentycznie byłam ciekawa.
    - Zapewne go znasz, możliwe, że to najsławniejszy zwiadowca w królestwie, bohater narodowy. - Co raz mniej zaczęło mi się to podobać. - Halt O'Carrick.
    Nie wiem jak i dlaczego, ale... spodziewałam się takiej odpowiedzi. Może to kawa z miodem, bez której podobno Halt nie mógłby żyć? Czy to, jak Gilan podnosi jedną brew zupełnie tak, jak podobno Halt? Tyrell mawiała, że doprowadzał ją tym do śmiechu, chociaż starał się wyglądać na niezadowolonego.
    - Słyszałam - odparłam, starając się brzmieć naturalnie.
    - Ile masz lat? - zapytał pogodnym tonem. To pytanie lekko zbiło mnie z tropu, popatrzyłam podejrzliwie na szatyna, ale on spokojnie siedział ze skrzyżowanymi nogami.
    - Siedemnaście - powiedziałam zgodnie z prawdą. - A ty? - dodałam z grzeczności.
    Nie żeby mnie to interesowało. 
    - Dwadzieścia siedem.
    Gdyby żył, pomyślałam, byłby w wieku Jamesa. Był dziesięć lat ode mnie starszy, ale nie traktował mnie jako kogoś gorszego - zwłaszcza jak małą, niedoświadczoną dziewczynkę. Skrycie się z tego cieszyłam.
    - Kim jest James?  
    Wiedziałam, że w końcu to pytanie padnie, ale i tak nie byłam przygotowana. Przez te dziesięć lat próbowałam zapomnieć o tym, jak odszedł, ale cały czas wracam do tego w snach. Wystrzelona płonąca strzała. Do dzisiaj nie wiem, kto był strzelcem. Później pamiętałam tylko ogień.
    - Moim starszym bratem - powiedziałam prawdę.
    - Dlaczego z tobą nie podróżuje? - spytał ostrożnie.
    - Martwi ludzie nie mogą podróżować, prawda? - rzucam z przekąsem, a on milczy. W duchu dziękuję za to milczenie. Czasami słowa są zbędne, a wręcz niepotrzebne.
    Spoglądam w sufit i widzę dziurkę, z której kapie na podłogę. Kap-kap. Kap-kap. Deszcz leje jak z cebra, co jest rzadko spotykane o tej porze roku. Krajobraz ma rozmazane kontury, ale i tak widać góry, które są na granicy z Pictą. Bliżej na tle horyzontu odcinają się mniejsze pagórki, porośnięte lasami, głownie iglastymi. Z tej wysokości widzę również wioskę, oddaloną o jakiś dzień drogi stąd. Kątem oka rzucam spojrzenie na Gilana, który również utkwił wzrok w obrazie na zewnątrz.
    - Także był zwiadowcą - dodałam.
    Odwraca głowę gwałtownie w moją stronę. Przez jego twarz przechodzi cień, sztywnieje. Patrzy na mnie tylko tymi swoimi zielonymi oczami i świdruje mnie wzrokiem.
    - James Sorrexit? - Jego głos brzmi inaczej.
    - Skąd... - zaczynam, ale on odwraca głowę. Coś ściska mnie w gardle. - Znasz go?
    Nie odpowiada i wciąż ucieka przed moim wzrokiem.
    - Gilan... - mówię, ale on ucisza mnie ruchem dłoni.
    On znał mojego brata. On znał mojego brata. On znał Jamesa.
    Ciszę przerywa krzyk. Krzyk dziecka.


I jest 2 rozdział za nami!
Ślicznie proszę o komentarze i wszelką krytykę!

21 komentarzy:

  1. Napisałaś, że ten rozdział ci nie wyszedł. Ja, uważam że nawet, nawet dobry. A krytyka, cóż. Każdy ma inny charakter pisania tyle mogę powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... kawa z miodem mnie urzekła. Błędy, które zauważyłam już Ci wskazałam. Więc została tylko krytyka...
    I znowu się zacięłam.
    To jest super. Jak chcesz krytykę to zgłoś się do krytyka.
    (tym razem moja mądrość ludowa)
    Lisa
    PS Szablon śliczny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy = literówki Scarlet (oraz jakieś dziwne sformułowania rodem z mądrości ludowych).
      Wiem, że jest gorszy od poprzedniego, bo tym razem nie miałam gorączki...
      So sad.
      |Scarlet|

      PS. Inaczej bym go nie ustawiła

      Usuń
  3. Boże, jak to się cudownie czyta. Jak jakąś książkę. Mega plus za kawę z miodem �� chociaż na razie dużo tragedii, morderstw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarzc:
      Wiem, wiem, mam tendencję do takich rzeczy.
      Postaram się zmniejszyć ich ilość.

      Usuń
    2. Uważaj, Scarlet bo Ci uwierzę c;
      Ty nie dasz rady zrobić czegoś takiego...
      Swoją drogą oglądałaś "Komisarza Alexa"? tam co odcinek są morderstwa.
      Polecam,
      Lisa

      Usuń
    3. Oglądasz "Ojca Mateusza"?
      Tam wymordowane jest pół Sandomierza. A wiesz - byłam tam na wakacjach i ta kafejka nie spłonęła! Ja tam byłam.
      #kłamstwatelewizji
      |Scarlet|

      Usuń
    4. Oglądam "Ojca Mateusza"! Toż to by była zbrodnia, gdybym nie oglądała!

      Potasakowałabyś mnie tasakiem!
      Lisa

      Usuń
    5. W "Komisarzu Alexie" wymordowana jest większość Łodzi! To więcej!
      Lisa

      Usuń
    6. Nie wiedziałam, że istnieje takie słowo.
      Crowley, Turniej w Gorlanie: "odwybrać"
      Nic mnie już nie zdziwi.
      |Scarlet|

      Usuń
  4. Oczywiście, że istnieje. Przecież właśnie je wymyśliłam!
    Lisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja logika jest powalająca, doprawdy.
      |Scarlet|

      Usuń
    2. Wiem, że moja logika jest inna. Myślimy inaczej. Co widać po ocenach z polskiego. Ja mam db, a ty bdb. Myślisz podobnie do pani...
      *śmieje się wrednie*
      Lisa

      Usuń
    3. Wiesz, że ona daje mi dst/db z zadań. Jest wredna, niemiła dla mnie, wytyka każdy błąd.
      Ale jest sprawiedliwa, wbrew pozorom. Może nie w zachowaniu, ale w ocenach tak.
      Hłe. Hłe.
      Napiszę książkę i pokażę tej wrednej babie, że słowo "fajny" jest fajne.
      Nie martw się, jeśli nie zrozumiesz.
      |Scarlet|

      Usuń
    4. E tam... mi daje dop/dst/-db z zadań, ale nie pobijesz ojca M. on ma dop z polskiego na półrocze.
      Lisa

      Usuń
    5. Ja napiszę książkę, więc muszę umieć polski, hue.
      |Scarlet|

      Usuń
  5. Ta... i zadedykuj ją Drabinie.
    Lisa

    OdpowiedzUsuń
  6. jedno pytanie: kiedy następny rozdział? :'D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawi się dzisiaj wieczorem albo jutro przed południem c;
      |Scarlet|

      Usuń
  7. Rozdział jest dobry. Nie mów, że ci nie wyszedł.
    Co prawda błędy robisz, ale to głównie zwykłe przeoczenia.
    ,,Rozglądam się, spodziewając zobaczyć się drewniane ściany, stolik i mała szafę." ~ małą
    ,,Po prawo widzę dogasający żar ogniska." ~ na prawo / po prawej
    ,, Nóż natychmiast się odsuwa, a ja z przygotowuję się na uderzenie. " ~ bez ,,z"
    ,, Przez chwilę mierzymy się wzrokiem. Uśmiecha się. Bardzo ładnie się się uśmiecha." ~ jedno ,,się" (w ostatnim zdaniu)
    ,, Czasami myślę, życie ją wykończyło, a ja tylko dolałam oliwy do ognia." ~ że po myślę
    ,, Co raz mniej zaczęło mi się to podobać. - Halt O'Carrick." ~ coraz pisze się razem
    ,, To mnie zupełnie mnie zdziwiło. Te pytania nie były one takie, jakich się spodziewałam, były skrajnie inne od moich wyobrażeń." ~ powtórzyłaś ,,mnie" , bez ,,one"
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń