czwartek, 14 stycznia 2016

Prolog

AKTUALIZACJA: 20.07.2017


"Kochana Aveline, 
Nie potrafię ubrać w słowa tego, co chcę ci przekazać. Wiem, że nie rozumiesz, dlaczego to zrobiłam. Dlaczego stałam się tchórzem, który ucieka od problemów. Oczekujesz wyjaśnień, a ja? Rozumiem to. Musisz jednak coś wiedzieć. Znajdujesz się w ogromnym niebezpieczeństwie. Proszę Cię, kochanie, zrób dokładnie to, o co Cię proszę. 
Odszukaj Halta. Niedługo ma odbyć się na zamku Araluen bal z okazji pokonania Morgaratha, on na pewno tam będzie. Zapomnij o wszystkim, co Ci do tej pory o nim mówiłam, ponieważ to były kłamstwa. Kłamstw było dużo, a ja nie potrafię wymienić teraz ich wszystkich. Proszę, wysłuchaj go i zostań u niego. 
On Cię ochroni. Powiedz, że oni mnie znaleźli. Będzie wiedział kto. 
Przepraszam, ale nie mogę wyjawić Ci nic więcej. Ten list może wpaść w niepowołane ręce.
I pamiętaj, Aveline, nikomu nie ufaj. Każdy, kto będzie dawał Ci rady może być Twoim... i moim wrogiem. 
Kocham Cię, pamiętaj o nim. 
Mama

     Po raz kolejny przeleciałam wzrokiem ten krótki tekst, który staram się odszyfrować nieprzerwanie od kilku dni. Niby jest napisany jasno, instrukcja czarno na białym, co mam zrobić, ale... coś mi się w nim nie pasowało. Poszczególne elementy nie tworzyły jednej, spójnej całości. Był napisany chaotycznie, a wielu rzeczy w nim po prostu nie rozumiałam. Strach ścisnął mi gardło, gdy po raz kolejny wróciłam do fragmentu: "Oni mnie znaleźli". Przełknęłam ślinę.
    Chyba nie znałam mojej matki tak dobrze, jak sądziłam. Chyba? Patrząc na ten list, wydawało mi się, że napisała go zupełnie obca osoba. Nakazuje mi ona wyruszyć w podróż na drugi kraniec kraju, odszukać ojca, o którym słyszałam same najgorsze rzeczy. 
    Z drugiej strony nic mnie tu nie trzyma. Żyję bardziej na uboczu, nie mam przyjaciół ani narzeczonego. We wsi mam opinię dziwaczki, która nigdy nie chodzi na potańcówki, nie wiążę z innymi dziewczynami wianków i nie pływa z innymi rówieśnikami w jeziorze. Dorabiam w karczmie jako pomoc kuchenna. Ewentualnie nazywają mnie Wiedźmą, ale to tylko dzięki mojej matce. 
    Była to kobieta tajemnicza, skryta w cieniu i nigdy nie wychylająca się na światło. Często wysławiała się sentencjami i cytatami ze swoich ulubionych powieści, które trzymała zamknięte w kuferku. Nigdy nie pozwalała mi ich czytać. Do dzisiaj nie wiem, skąd je miała. Dużo rzeczy o niej nie wiedziałam, ale nauczyłam się nie zadawać pytań, skoro i tak nie doczekam się odpowiedzi. Leczyła ludzi, ale i tak większość się jej bała, ponieważ mawiano, że przyzywa do tego złe moce i zawiera pakty z diabłami. Sama w to nie wierzę, ale ludzie tak. Dlatego miałyśmy coraz mniej pacjentów, więc musiałam zatrudnić się w karczmie. 
    Nic mnie tu nie trzyma, chyba że nienawistne spojrzenia wieśniaków, szepty za moimi plecami oraz te jawne wyzwiska, wykrzykiwane na targowisku. 
    Ludzie sądzili, że diabeł w końcu przyszedł po duszę mojej matki i właśnie to popchnęło ją do samobójstwa, ale ja w to nie wierzę. Była zbyt silna. Zbyt... 
    A jednak. Jak wczoraj pamiętam tamten dzień. Bezchmurne, szarawe niebo poranka i mokrą breję na ziemi. Na kalendarzu widniał środek zimy, ale jakoś pogoda na zewnątrz tego nie potwierdzała. Pamiętam mocny wiatr, który targał moje długie, ciemne loki, kiedy wracałam do domu. Pamiętam zdrętwiałe z zimna palce u rąk i nóg. Pamiętam przemoczone buty, kiedy weszłam prosto w kałużę. Pamiętam jabłka rozbite pod moim nogami. Pamiętam również jej ciało powieszone u jednej z jabłoni.
     Jej duże, szaroniebieskie oczy wpatrzone we mnie z takim zaskoczeniem. Usta, które zwykle wyginały się w półuśmiechu, teraz były lekko rozchylone, a brak jednego przedniego zęba jeszcze bardziej widoczny. Włosy, które zawsze pięknie błyszczały w słońcu teraz smętnie zwisały w dwóch oklapłych, jasnobrązowych kosmykach, przykrywając wychudzone policzki. Na szczęce widać było duży, fioletowozielony siniak, jeszcze bardzo świeży. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to ja ją uderzyłam.
     Jak przez mgłę pamiętam, co się działo potem. Łzy, ból, nienawiść zmieszały się w jedno, a głuchy krzyk rozniósł się echem po całym sadzie. Jakaś kobieta odciągnęła mnie na bok, szepcąc kojące słowa i gorliwie potakując głową, ale ja już nic nie słyszałam. Widziałam, jak dwóch robotników próbują ją zdjąć, wyciągnąć jej szyję z pętli, ale była ona bardzo ciasna. Pochowano ją w naszyjniku ze sznura.
    Tylko trzy słowa dźwięczały mi w głowie: "Ona jest martwa". Martwa. A ja? Zostałam sama, ponieważ nie miałam nikogo więcej. Przez trzy dni nie wychodziłam z domu, jadłam to, co miałam, całe dnie spędzałam wpatrując się w sufit, myśląc, że usłyszę jej kroki i piękny głos. Często zadawałam pytania, rzucając je w przestrzeń. Dlaczego ona? Dlaczego teraz? Odpowiadała mi cisza. 
    Kapłan nie chciał zgodzić się na pogrzeb i miejsce na cmentarzu, dlatego że Tyrell jakoby miałaby mieć powiązania z diabłem, więc sama ją pochowałam. Kopałam łopatą tak długo, aż się ściemniło, a ja nic nie widziałam na oczy. Ręce pulsowały bólem, ale po twarzy przestały już płynąć łzy. Ostrożnie wturlałam jej ciało owinięte w całun do prowizorycznego grobu i zasypałam dziurę. Na koniec wbiłam krótki, drewniany kij, żeby potem odnaleźć to miejsce. 
    Później odwiedziłam to miejsce tylko raz. Do kija przybita była śnieżnobiała koperta z pięknie wykaligrafowanym moim imieniem. Podeszłam nieufnie, z mocno bijącym sercem. To na pewno było pismo Tyrell, tylko skąd, na Bogów, ten papier się tam wziął? Kiedy to napisała? Kogo poprosiła, by to tu przybił. 
     Na chwilę wyrwałam się z krainy wspomnień, ponieważ usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je na szerokość nadgarstka.
    - Aveline? - Usłyszałam głęboki, męski głos. Mycah był wysoki, jasnowłosy i opalony, jak prawie każdy chłopak w naszej wsi. Jest synem karczmarza, ale często przenosi towar i bagaże klientów. To właśnie dzięki niemu dostałam pracę w "Pod Czarną Wroną". Można powiedzieć, że przyjaźniliśmy się w dzieciństwie, uczył mnie samoobrony i jeździć konno. Traktowałam go jak starszego brata. Mimo woli od razu moje myśli powędrowały do Jamesa, ale udało mi się powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. 
    - Mycah. - Otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka. Przyjaźniliśmy się, dopóki on trzy lata temu nie spróbował mnie pocałować. Od tamtej pory, po tym jak go odrzuciłam, unikał mnie jak ognia, więc trochę zdziwiłam się, gdy go ujrzałam. Musiał lekko schylić głowę, bo sufit był zbyt niski. Uniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Czego chcesz, Mycah? 
    Nie chciałam, by zabrzmiało to ostro, ale emocje z tych wszystkich dni po śmierci Tyrell skumulowały się właśnie w tym momencie. W jego oczach przez chwilę dało się zobaczyć ból, który natychmiast został zastąpiony przez chłód. Rzadko dzieci wieśniaków umieją panować nad emocjami, ale Mycah to jeden z wyjątków. Sama bym tak chciała. 
    - Chciałem zapytać, czy wszystko dobrze, ale przestało mnie to obchodzić - warknął, aż się skuliłam. - Nie chcesz pomocy? Dobrze. Ale przynajmniej nie warcz na tych, którzy ci ją proponują. 
    - Ja nie... 
    - Nie obchodzi mnie to - przerwał mi ostro, ale tym razem wytrzymałam jego spojrzenie, a nawet uniosłam wyżej głowę. - Jestem tu z propozycją. Podobno chciałaś kupić konia, tak mówiłaś Arisie. Moja rodzina ma na sprzedaż jedną kobyłę, inaczej pójdzie pod nóż. Chcesz ją czy nie? 
    Przytaknęłam głową.
    - Ile? 
    - Sto - odpowiedział, dłużej na mnie nie patrząc. Spodziewałam się takiej ceny. Kiwnęłam głową, sięgając po sakiewkę. Podałam ją mu, przy okazji lekko muskając swoją dłonią jego. 
    - Przepraszam, Mycah. Ja naprawdę wtedy nie chciałam cię odrzucić, ja... Byłeś dla mnie... 
    - Wiem. - Znowu mi przerwał, gwałtownie cofając dłoń, zabierając sakiewkę. - Wiem kim byłem i nie przypominaj mi o tym. Byłam nikim. Przestań. - Powiedział, gdy próbowałam dotknąć jego ręki, odsuwając się w stronę drzwi. - Po prostu przestań. Nie niszcz tego. 
    - Mycah...
    - Przestań, Aveline. Kobyła jest przywiązana do drzewa przed domem.
    Wyszedł, trzaskając drzwiami.
    A ja zyskałam kolejny powód, by uciekać z tej cholernej wsi. 

    Pierwszą wiadomość dostałam dwa dni później. W drzwi była wbita strzała z czerwonymi piórami, a kartka była nią przebita. Dało się odczytać jednak słowa, skreślone niechlujnym pismem. "Uważaj, bo skończysz jak matka". Przełknęłam ślinę, oglądając się na wszystkie strony, szukając intruza, który mógł być nadawcą. Myśli wirowały mi w głowie, ale jedna przebijała się ponad inne - uciekać! 
    Następnego dnia spakowałam potrzebne rzeczy, wzięłam nóż, osiodłałam konia i ruszyłam na zachód. Zostawiałam za sobą wspomnienia, grób matki, dom, Mycaha i wszystkich tych, których skrzywdziłam. Zostawiałam za sobą swoje dotychczasowe życie, a w tej podróży, w stronę zachodzącego słońca, mam nadzieję, że zacznie się nowe, lepsze. Bez mieszkańców, którzy mi grożą i bez poczucia winy. 
    Nie jestem już Sorrexit, Wiedźmą czy Dziwaczką. 
    Zostało mi tylko imię. 
    Aveline. 
    
   

   





















22 komentarze:

  1. Blog zapowiada się... świetnie.
    I tu się zacięłam...
    Wiem, że chciałaś krytykę, ale nie wiem czego mogę się przyczepić.
    Historia jest... ciekawa
    Czekam na rozdział I
    Lisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scarlet, a może ja zawołam kanon na herbatę? Mam taką pyszną jaśminową... Jak chcesz to możesz wpaść na ciasteczka z tą herbatą.

      Usuń
    2. Chętnie wpadnę, Lisa.
      Szczerze to się posprzeczałam z kanonem.

      Usuń
    3. Nie martw się, mogę zostać mediatorem. A w szafce w kuchni mam kropelki uspokajające i melisę, a jak już naprawdę będzie źle i będziecie się bić, to rzucę się między was niczym super man bez obciachowych rajtuz i gaci...
      Innymi słowy... wpadaj kiedy chcesz.
      Lisa

      Usuń
    4. Nie będzie takiej potrzeby, chociaż jednak możesz założyć obciachowe rajtuzy i gacie, wrzucę zdjęcie na facebooka.
      Komentarze: "Co ona brała? Ja też chcę"
      Level hard.

      Usuń
    5. Zostawię to bez komentarza...

      (Napisała w komentarzu)
      Lisa

      Usuń
    6. Przeczysz sama sobie, dziecinko (napisała młodsza o jakiś miesiąc).

      Usuń
    7. Ta... Kiedy ja byłam w twoim wieku istniało coś takiego jak szacunek do starszych... c;
      Lisa

      Usuń
    8. Kiedy ja byłam w Twoim wieku był śnieg w święta... c;
      Za moich czasów w ogóle istniało coś takiego jak szacunek. Ha.
      |Scarlet|

      Usuń
    9. Ty jeszcze nie jesteś w moim wieku...
      A jako przykład szacunku mogłabyś nie wypominać mi mojego WIEKU, cukiereczku
      Lisa

      Usuń
    10. Cóż, mam poradzić, że jesteś stara? Starzejesz się, słodziutka.
      A czy ja Ci kiedyś wypominałam Twój wiek? Czytanie ze zrozumieniem się kłania, polonistka nie nauczyła?
      |Scarlet|

      Usuń
    11. Pragnę przypomnieć że uczy nas ta sama Kremówka.
      Lisa

      Usuń
    12. I kto tu mówi o szacunku do starszych...
      Zresztą to Biała Dziewica, nie możemy nic poradzić.
      |Scarlet|

      Usuń
    13. Nie którzy mówią o niej Drabina...
      Nie dyskutujmy o tym, bo wymienimy wszystkie jej przezwiska, a jest ich 10 000
      Lisa

      Usuń
    14. Drabina? Przecież ona jest mojego wzrostu. A o mnie raczej można powiedzieć stołek niż drabina.
      |Scarlet|

      Usuń
    15. Reklamacje zgłaszaj gdzie indziej. To nie ja to wymyślałam... Zresztą ona w OBCASACH jest Twojego wzrostu. Dlatego proponuję nazwę OBCAS... Wyobrażasz sobie:
      Jesteśmy pod salą od polskiego i:
      -Ej wiecie, że OBCASA dzisiaj nie ma?- mówi ktoś.
      -Ekhm, ekhm...
      Ten ktoś odwraca się, a ona jest za nim.
      Lisa

      Usuń
    16. Było gorzej.
      Ja szłam na schodach i mówię do Weroniki chyba.
      - Ej, może nie będzie tej wrednej M************.
      Pani idzie za mną.
      To było dużo gorsze, bo nazwałam ją po nazwisku.
      |Scarlet|

      Usuń
    17. Współczuję... ale to było ze mną, nie pamiętasz mnie!
      Lisa
      *pociąga nosem*

      Usuń
    18. Ojej, przepraszam, kochana *robi oczy szczeniaczka*
      |Scarlet|

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny prolog. Czekam nie cierpliwie na następny rozdział. Nic nie mogę złego powiedzieć na temat bloga. Werka

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowa czytelniczka przybyła ^.^
    Prolog zachęcający i ogólnie lecę czytać dalej.
    Znalazłam jedną literówke:
    ,,Widziałam, jak dwóch robotników próbują ją zdjąć, wyciągnąć jej szyję z pętli" ~ próbuje
    Nie miej mi za złe jeśli będę ci je wypisywać *w* Taka moja natura...
    Śle pozdrowienia ;3

    OdpowiedzUsuń